Obudziłem się wtulony w Evanlyn.
"Jak długo spałem?" Zapytałem ją.
"Kilka godzin." Uśmiechnęła się. "Strasznie się wiercisz we śnie."
"Martwię się o Shine..."
"Sen jest nagrodą, możesz w nim robić co chcesz. Pomijając..."
"Senną Wyrocznię." Dokończyłem.
- Spokojnie. Niedługo się stąd wydostaniemy. - Skoczyła na nogi.
- Ale... To nie jestem ja! Ja mam pełno blizn, odgryzione ucho, trzy czwarte ogona i wystające żebra! - Zawołałem zrozpaczony.
- Ja też nie jestem naturalnie człowiekiem. To miejsce nas zmienia bardziej niż się wydaje.
- Chyba tak. - Znów opadłem na posłanie.
- Chcesz się przejść? - Spytała Evanlyn, widząc moje zdołowanie.
- A gdzie? Na drugi kąt?
Stłumiła chichot.
- Nie. Nad jezioro.
Podniosłem uszy.
- Nad jezioro?! Jak się można stąd wydostać?!
- Kiedy spałeś znalazłam właz. Chodź.
Tupnęła kilka razy w podłogę i otworzyła się dziura.
- Cały czas podążaj za mną.
***
Po chwili znaleźliśmy się na powierzchni, tak jakby. Gdy próbowałem wyjść poza obręb plaży zatrzymywało mnie pole siłowe. W mojej głowie rozbrzmiał słodki głos Artemidy.
"Niestety nie mogę Cię wypuścić. Przepraszam." Zachlipała.
Super, jestem uwięziony na zewnątrz. Podszedłem do Evanlyn.
- Można stąd wyjść, prawda?
- Nie wiem. - Posmutniała i wpatrywała się w taflę wody. Jej odbicie było wilcze.
- Nie martw się. W końcu znowu będziesz wilkiem. - Próbowałem ją pocieszyć.
- Nie o to chodzi... Martwię się o mojego przybranego brata. Zawsze czułam, że łączy nas jakieś uczucie. Nie wiem.
Mina mi zrzedła. Evanlyn jest dla mnie taka miła, a tu okazuje się, że ma partnera! A przynajmniej go kocha...
- Jak ma na imię? - Spytałem drżącym głosem.
Padło jedno słowo.
- Luck.
Przygryzłem język. Evanlyn coś czuje do Lucka! Nie wierzę... Zaraz, dlaczego ja się tym przejmuję?! Ona nic nie znaczy.
A może...?
(Shine? Luck? Lola? Crystal? Argona?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz