czwartek, 28 listopada 2013

Od Argony

(C.D. tego)

Ujrzałam spadającą Shine. Chyba była nieprzytomna. Przemknęło mi przez myśl, że powinnam jej pomóc, ale odrzuciłam to jako zbyteczne w tym momencie.
Za to wzbiłam się w powietrze. W jednej chwili przemieniłam się w demona i pomknęłam jak czarna strzała ku Aresowi. Ares, bóg wojny; wielki, czerwony smok. Dlaczego chce zabić Lucka?
Uderzyłam w pancerz smoka. Ten zawył z bólu i zamachnął się na mnie ogonem. Zrobiłam unik. Niezbyt zwinnie, bo jeden z kolców przejechał po mojej piersi. Ale bóg skupił swoją uwagę na mnie. To już duży plus. Oczywiście jeśli nasi kochani kochankowie spróbują coś zrobić.
Praktycznie nie miałam szansy zaatakować. Ares z niesamowitą wręcz prędkością wyprowadzał cios za ciosem. Czułam, że nie starczy mi sił na długo. Wszyscy wiedzą, że Ares nie jest najpotężniejszym bogiem. Wiedzą, że jego siła jest mniejsza od siły przeciętnego Sługi Czasu. Jednak w tym momencie coś musiało wspomagać jego moc. I nie mam na myśli tylko kryształów...
W tym momencie zaczęłam tracić kontrolę. Ironia losu. Najpierw Shine, potem ja. Demon się przeobraził. Czułam przypływ mocy, ostateczną siłę, jaką dawało nam tylko Połączenie. Przestałam widzieć cokolwiek, przestałam czuć. Moje oczy przysłoniła czerwona mgła...

(Luck? Shine? Crystal? Lola?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz