czwartek, 28 listopada 2013

Od Lucka

(C.D. tego)

Ares ściskał mnie w swojej wielkiej łapie. Powoli czułem jak cały drętwieję, nie czułem łap, tylko moje złamane skrzydło... Ryknął śmiechem.
- Teraz możemy w końcu wyrównać rachunki... - Szepnął, lecz jego szept był równie głośny co ryk lwa. Powoli zaciskał swój uścisk: tak abym odczuwał ogromny ból przy łamaniu moich kości. Kiedy odczułem ukłucie pojawił się przede mną obraz mojej śmierci, wiedziałem już wtedy, że stoję na skraju przepaści. Zamknąłem oczy i opuściłem łeb czekając na to co nieuniknione, gdy nagle rozległo się wycie. Ku mojemu zdumieniu z lasu wybiegły cztery wadery; rozpoznałem je, były to Crystal, Argona, Lola i Shine. Ares zdumiony wypuścił mnie i zionął ogniem prosto w samicę Alfa. Wstrzymałem oddech, lecz nic nie widziałem przez dym ciągle wylatujący ze smoczych nozdrzy. Nagle przede mnie wyskoczyła Shine, w jej oczach płonął ogień; opanowała ją Furia. Wokół nas słychać było burzę, wiedziałem że była to sprawka mojej przyjaciółki, wiedziałem także że jeżeli jej nie powstrzymam za jakieś 5 minut zdmuchnie nas z powierzchni ziemi. Zacząłem szybko myśleć, w końcu wpadłem na pomysł. Zawołałem Argonę i Crystal.
- Zajmijcie go czymś! - Wadery tylko skinęły głowami i wzbiły się w powietrze. Po chwili zniknęły w obłokach i strzelały w Aresa czarno-czerwonymi pociskami. Smok przez chwilę był zdezorientowany, lecz po chwili ryknął i rozpostarł swoje gigantyczne skrzydła; leciał wprost na Crystal i Argonę. Wadery, nie zwlekając ruszyły w górę, licząc na to, że w ciemnych chmurach będą miały większe szanse na obezwładnienie przeciwnika. Dym, który do tej pory znajdował się wokół nas, rozwiał się tak, że można było zobaczyć przestrzeń wokół siebie na mniej więcej 10 metrów. Rozejrzałem się, zobaczyłem Lolę wpatrującą się w niebo na którym teraz biły pioruny, podbiegłem do niej zostawiając na chwilę Shine samą.
- Musisz wezwać leśne zwierzęta żeby nam pomogły. - Powiedziałem, wadera na początku zawahała się.
- Ale jak mam to zrobić? - Zapytała nieśmiało.
- Chociaż spróbuj... Pamiętasz moje nauki? - Zapytałem z desperacją w głosie. Skinęła głową i pobiegła wgłąb lasu. Odetchnąłem z ulgą słysząc ptaki lecące z pomocą. Już miałem usiąść gdy nagle ziemia pode mną zadrżała, nagle przypomniałem sobie o Shine. Podszedłem do niej i wyszeptałem:
- Shine... - Nie odpowiadała.
- Shine? - Nadal brak odpowiedzi.
- Shine! - Krzyknąłem, lecz nadal nic. Grunt zaczął pękać, a ja straciłem wszelką nadzieję na uratowanie sytuacji... Gdy nagle zrobiłem to czego nigdy się nie spodziewałem z mojej strony. Pocałowałem Shine!
Oczy mojej przyjaciółki znowu stały się normalne, a pęknięcia w ziemi magicznie się zasklepiły. Uśmiechnęła się i wykrzyknęła:
- Manananananana! Tańczę, aż mnie bolą kolana. Na śniadanie była kaszana. I kasza manna o smaku bananna. A na drugie śniadanie było wino tanie. A karp pływał w wannie... aż zdechł. Zdrowa żywność to jest to! Oraz regularny stolec.O!o!o! I jak się zdrowo żywi, to se czasem można wypić. A nawet wcale niekoniecznie trzeba się żywic, żeby se wypić od czasu do czasu. Ja to na ten przykład chleję regularnie, i w ogóle się nie żywię. Dlatego jestem Wudecki! Mój ojciec też chlał, matka nie była gorsza,chociaż mniej mogła, ale zawsze na umór! - Zaczęła się śmiać i skoczyła na mnie wesoło machając ogonem. Niestety te miłe zdarzenie przerwało wycie wilka. Po chwili Argona wylądowała obok nas.
- Gołąbeczki, może nam pomożecie? - Zapytała z drwiącym uśmieszkiem.
(Crystal? Shine, Lola, Argona?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz